Zastanawia się Agnieszka Stefaniak-Zubko w serwisie biznesonet.pl
Groźni przestępcy, ciągłe narażanie życia i zdrowia, skomplikowane procedury i niskie zarobki. To wszystko powoduje, że zawód policjanta jest jedną z najbardziej stresujących profesji. Tak naprawdę jednak funkcjonariusze najbardziej boją się... swoich przełożonych.
Samopoczucia stróżów prawa nie poprawia coraz powszechniejsza opinia, że o ile do policji dostać się można stosunkowo łatwo, to kariera w jej szeregach już mniej zależy od wkładu pracy, zaangażowania czy rosnących kwalifikacji. - W naszej branży awans zapewnią ci tylko niezłe plecy, albo niezły tyłek – nie ma wątpliwości policjantka służąca w jednym z miast wojewódzkich. – Ja nie mam na to szans. Mój problem polega na tym, że mówię, to co myślę, nie bywam na imprezach z szefem i nie reaguję na „zaloty” zastępcy – twierdzi nasza rozmówczyni, dodając: - Jego aktualna „dziewczyna” pnie się po szczeblach kariery, dostając do rozwiązania co łatwiejsze sprawy. Atmosfera w wydziale jest fatalna. Chciałam się przenieść, ale co to za przyjemność pracować w miejscu, gdzie z pewnością, miałabym wyrobioną „odpowiednią” opinię, zanim przekroczyłabym próg nowej komendy. Zacisnęłam zęby i czekam. Każdy z nich ma po kilka lat do emerytury. Oni odejdą, ja zostanę – ma nadzieję funkcjonariuszka.
Są jednak i tacy, którym po prostu zabrakło sił. W internecie krąży list byłego już policjanta, a obecnie kierowcy autobusowego w Wielkiej Brytanii. Autor chciał przybliżyć czytelnikom swoje spojrzenie na kulisy działania jego dawnej formacji. - Od początku nie podobała mi się atmosfera psuta przez kadrę kierowniczą. Przełożeni nie mają żadnego szacunku dla podwładnych, co powoduje, że praca jest jeszcze bardziej stresująca. Jak społeczeństwo może być zadowolone z policji, skoro sami policjanci zdecydowanie zadowoleni nie są? - zastanawia się były mundurowy, pisząc, że odszedł ze służby, po jednej z interwencji, która skończyła się dla niego zawieszeniem w czynnościach służbowych. - Zauważyliśmy głośną grupkę pijanych młodzieńców, szli środkiem ulicy, wysypywali zawartość koszy i śpiewali. Na nasz widok zaczęli szaleć. Posypały się wyzwiska, więc postanowiliśmy zawieźć ich na izbę wytrzeźwień. Wywiązała się szarpanina. Nas było dwóch, ich czterech. Jakoś umieściliśmy ich w radiowozie. Następnego dnia młodzieńcy napisali skargę na interwencję. Okazało się, że jeden z nich był synem miejscowego biznesmena. Przebieg wydarzeń opisali po swojemu. „Idąc spokojne chodnikiem zostaliśmy bestialsko napadnięci przez policjantów”. Zeznania czterech pijaczków okazały się bardziej wiarygodne od zeznań dwóch, nigdy nie karanych policjantów – nie kryje rozgoryczenia mężczyzna.
O swoich problemach z przełożonymi policjanci jak dotąd mówili niechętnie. - To bardzo specyficzna, hermetycznie zamknięta grupa. Wszystko załatwiają wewnątrz swojej struktury. Jeśli coś wydostanie się na zewnątrz, świadczy to o ich wielkiej desperacji. Sygnały o interpersonalnych kłopotach stanowią ok. 40 proc. wszystkich zgłoszeń dotyczących policji, które do nas docierają. Czasem są to anonimy, ale zdarzały się przypadki, że pod skargą podpisało się kilkudziesięciu funkcjonariuszy, którzy już nie potrafili poradzić sobie z relacjami z przełożonym – mówi Tomasz Oklejak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, zwracając uwagę, że chociaż coraz częściej w policyjnych szeregach można usłyszeć o problemie mobbingu, to z prawnego punktu widzenia zjawisko wciąż nie jest uregulowane w przepisach resortowych.
- O mobbingu mówi kodeks pracy, w ustawie o policji brak takich rozwiązań. Ewentualnych roszczeń można dochodzić na drodze cywilnej. Tymczasem nowe przepisy dotyczące Służby Więziennej uwzględniają już zapis, że przełożeni mają obowiązek przeciwdziałać temu zjawisku. Może analogiczna zmiana w policyjnych regulacjach „odczarowałaby” problem? - zastanawia się Oklejak.