Sposób w jaki będzie kontynuowana demolka Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych okazał się łatwy do przewidzenia. Pan przewodniczący ZG NSZZ Policjantów, w piśmie skierowanym do swoich kolegów z SG, PSP i SW ponawia zaproszenie do swojej organizacji. Przynętą ma być brak składek, o których wspaniałomyślnie zadecydowały władze nowej Federacji.
Tłumacząc wszystkim przyczyny utworzenia Federacji Służb Mundurowych i Publicznych, przewodniczący ZG NSZZ Policjantów powołał się na „przeświadczenie o konieczności sformalizowania i rozszerzenia” współpracy realizowanej wcześniej w ramach Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowych.
Nie wnikając w tej chwili, czyje to było „przeświadczenie”, warto zwrócić uwagę na sens użytych w piśmie argumentów. Odnosząc się do fragmentu o „konieczności sformalizowania dotychczasowej współpracy” nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż dotychczasowa współpraca, w mniemaniu naszego przewodniczącego, była nieformalna, a być może nawet nielegalna.
Pan przewodniczący nie zdaje sobie jednak sprawy, iż jak świat długi i szeroki, najmniej kłopotliwa, z punktu widzenia parytetów wewnątrzorganizacyjnych i zarazem najefektywniejsza forma współpracy międzyzwiązkowej opiera się właśnie na porozumieniach, czyli – tak jak w starej Federacji – na działaniu ukierunkowanym na osiąganie wspólnych celów. Spieszymy wyjaśnić Panu przewodniczącemu, że wyznaczników owej wspólnoty celów w przypadku polskich służb mundurowych jest co najmniej kilka. Najważniejszy wynika z tego, że organizacje tworzące starą Federację reprezentują funkcjonariuszy, działających na bazie niemal identycznej pragmatyki służby, korzystających z podobnie skonstruowanego systemu zaopatrzenia i z tego samego systemu emerytalnego.
Funkcjonowanie w tym samym systemie bezpieczeństwa wewnętrznego, w oparciu o te same albo podobne przepisy, kształtujące prawa i obowiązki funkcjonariuszy, dla organizacji społecznych oznacza, konieczność stawiania czoła tym samym wyzwaniom, prowadzenia dialogu z tymi samymi instytucjami państwa, a więc posługiwania się tymi samymi argumentami i, w rezultacie naturalną konieczność współdziałania międzyzwiązkowego, aby wzmocnić siłę argumentów w dialogu z władzami państwa.
Trudno wyobrazić sobie spoiwo silniejsze od wspólnoty tak ukształtowanych interesów i od relacji mniej kłopotliwych jak te, które opierają się na partnerstwie wolnym od dominacji którejkolwiek organizacji członkowskiej. Formuła takiego działania nie wymaga żadnej sądowej rejestracji, przewodniczących, sekretarek i całego zbędnego sztafażu. Wystarczy – tak jak w starej Federacji – porozumienie, regulamin o współpracy, i Rada Federacji do koordynowania wspólnych przedsięwzięć. Jeżeli Pan przewodniczący Nems nie daje temu wiary, wystarczy zasięgnąć opinii prawnika, na którego Zarząd Główny i tak wydaje krocie, angażując go jak dotychczas głównie do sądowej krucjaty przeciwko opozycjonistom.
Trudno uwierzyć, że twórcom nowej Federacji chodziło o coś innego, jak tylko o chęć sprawowania władzy. W całej ponad dziesięcioletniej historii Federacji Związków Zawodowych Służb Mundurowej nikt poważny, a już na pewno żaden z przedstawicieli organów państwa, nie zakwestionował legalności tej organizacji albo nie stwierdził, że jest ona nieformalna. Starą Federację traktowano podmiotowo, jako pełnoprawnego partnera w dialogu społecznym poświęconym sprawom służb mundurowym. Świadczą o tym setki dokumentów i działań podejmowanych przez tę organizację.
O jakim zatem uzasadnieniu i o jakiej wspólnocie interesów można mówić w przypadku Federacji Pana Nemsa i spółki, do której zaangażowano jedną z kilku organizacji reprezentujących pracowników ZUS i celników, którym w obecnej sytuacji bliżej do korpusu urzędników skarbowych niż do funkcjonariuszy? Jak w dodatku wytłumaczyć tak dużą arogancję w stosunku do związkowych kolegów ze Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej?
Powołując się na konieczność rozszerzenia formuły dotychczasowej współpracy, Pan przewodniczący Nems i jego najbliżsi współpracownicy postąpili wbrew temu, do czego sami usiłują nas wszystkich przekonać. Utworzyli Federację Służb Mundurowych i Publicznych z pominięciem służb mundurowych, całkowicie ignorując zdanie swoich partnerów z pozostałych związków. Okazuje się, że pisząc o „wychodzeniu naprzeciw aktualnym wyzwaniom”, Pan przewodniczący myślał tak naprawdę o potrzebie swojego najbliższego współpracownika, który bardzo chciał być przewodniczącym i wreszcie nim został, i że Panem przewodniczącym targa nieodparta potrzeba dominowania nad innymi. Ale czy warto było burzyć to, co poprzednicy budowali przez wiele lat z niemałym poświeceniem i co w kilku sprawach ważnych dla wszystkich funkcjonariuszy dobrze zdało swój egzamin?
Na to i inne ważne pytania odpowiedzmy sobie sami, i zróbmy to zanim demolka dojdzie do skutku.
Sławomir Koniuszy, Andrzej Szary