O pomyśle tworzenia nowych związków zawodowych w Policji krytycznie wypowiadają się nawet ci, u których pluralizm związkowy funkcjonuje od lat. Funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej wiedzą chyba najlepiej, co wart jest pluralizm i czy dzięki niemu ich interesy zabezpieczone są lepiej. Odsyłając do opinii wyrażonych przez związki zawodowe działające w służbach mundurowych, zastanówmy się przez chwilę dlaczego Rząd forsuje tę zmianę i czy nie jest to sposób na odwrócenie uwagi od prawdziwych problemów.
Sądząc po uzasadnieniu zawartym w nowelizacji można odnieść wrażenie, że policjantom będzie lepiej, jeśli będą mieć więcej związków, najlepiej takich, które chwalić będą słuszną linię Pana Ministra, bo istniejący Związek sypie piach w tryby postępu. Kto uważa, że lepiej będzie tylko wtedy, kiedy Rząd zacznie spełniać obietnice złożone w trakcie kampanii wyborczej jest politycznie podejrzany i najprawdopodobniej działa pod wpływem Związku broniącego esbeków, i blokującego kariery młodym policjantom.
Na całe szczęście przez zgiełk propagandy coraz wyraźniej przebijają się głosy wątpiące w tę retorykę. Niektórzy twierdzą, że gdyby Ministrem Spraw Wewnętrznych i Administracji był Antoni Macierewicz, program modernizacji wyglądałby dużo lepiej. W każdym razie, funkcjonariusze nie zazdrościliby podwyżek żołnierzom a nowoczesny sprzęt już byłby kupowany. Czy rzeczywiście szef MON byłby skuteczniejszy w roli swojego kolegi, tego do końca nie wiadomo. Chodzi chyba raczej o to, że Rząd w ogóle nie ma ochoty, by wywiązać się z obietnic składanych służbom mundurowym w trakcie kampanii wyborczej i podczas protestów organizowanych przeciwko reformie emerytalnej i reformie L-4. Sposobem na ukrycie niechęci Rządu do poprawy bytu funkcjonariuszy ma być właśnie pluralizm, który stwarza okazję do posądzania NSZZ Policjantów o polityczne konotacje a jego działaczy o to, że boją się konkurencji w obawie o własne stołki. Takie oskarżenie łatwo uznać za prawdziwe, zwłaszcza wtedy, kiedy przeciążeni obowiązkami służbowymi policjanci nie mają czasu na głębszą refleksję.
Jak na razie trudno jednoznacznie ocenić czy „dobra zmiana” trwająca od blisko półtora roku, dla służb mundurowych rzeczywiście jest taka dobra. Pozostawiając niejako na boku opinie tych, którzy swoją karierę rozpoczynali w czasach „słusznie uznanych za niesłuszne”, powodów do euforii za dużo raczej nie ma, a droga do naprawienia tego, co zostało popsute albo zaniedbane wydaje się daleka, wyboista i niezwykle kręta.
Program modernizacji, nie dość że wystartował z rocznym opóźnieniem, wciąż wydaje się tkwić w fazie szumnych haseł i opowieści o świetlanej przyszłości. Z wielką pompą otwarto trochę posterunków, trochę zostanie otwartych wkrótce, ale nie zawsze tam, gdzie wskazywałyby na to rzeczywiste potrzeby Policji. Wydaje się, że większą rolę odgrywają tu nadchodzące wybory samorządowe niż mapa zagrożeń, ale takich zagrożeń, których pod żadnym pozorem nie powinno się kojarzyć z „Krajową Mapą Zagrożeń”. Ta bowiem – jak trafnie zauważył przewodniczący ZG w trakcie Kongresu – najlepiej sprawdza się jako narzędzie propagandy politycznej. Dzięki niej Policja wie zdecydowanie więcej, ale głównie na temat nieprawidłowego parkowania i spożywania alkoholu w miejscach publicznych lub zaśmiecania środowiska. Duża liczba zagrożeń sygnalizowanych przez użytkowników systemu, potwierdza się tylko w niewielkim zakresie. Natomiast jeżeli zagrożeń, którymi Policja rzeczywiście powinna się zajmować jest mało, dobrze to świadczy o bezpieczeństwie, ale już nie bardzo o systemie, któremu Policja poświęcać musi aż tyle uwagi. Wniosek nasuwa się sam – dysponujemy całkiem nowoczesnym narzędziem, które wprawdzie nie spełnia swojej funkcji, ale za to zadowala Pana Ministra. Przy satysfakcji Pana Ministra blednie niezadowolenie tysięcy policjantów, bo to przecież „satysfakcja” instytucjonalna, wsparta na powadze urzędu, wsparta na idei wyprzedzającej epokę. To zapewne z tego powodu tak niewielu policjantów dostrzega sens „Krajowej Mapy Zagrożeń”.
Kreatywna księgowość
Gdy popatrzymy na program modernizacji w taki sposób, w jaki opowiada o nim Pan Minister, ogólne sumy przeznaczone na modernizację mogą robić wrażenie. Mniejsze wrażenie robią środki zarezerwowane na wzrost uposażeń. Chociaż przy ośmioletnim już braku waloryzacji powinno się mówić raczej o próbie dochodzenia do tego, co osiągnęliśmy w roku 2009, a przecież wtedy także nie było zbyt kolorowo. Tak czy inaczej, chcąc poprawnie ocenić nakłady przewidziane w programie modernizacji należy uwzględnić element kreatywnej księgowości. Do wydatków wymienionych w programie zaliczono bowiem wydatki przewidziane w budżetach poszczególnych formacji mundurowych na przestrzeni lat objętych tym programem. Wygląda to trochę tak, jakby odziedziczyć dom w stanie surowym wart 700 tys. zł, przeznaczyć na jego wykończenie 200 tys. zł i ogłosić światu, że dzięki własnej inwestycji wybudowało się dom wart 900 tys. zł. Trudno zarzucić temu kłamstwo, ale trudno też uznać, że za prawdą ogłoszoną w taki właśnie sposób stoi uczciwość.
Równie dziwacznie prezentuje się tegoroczny budżet Policji, w którym pieniędzy na uposażenia wystarczy jedynie do października. Komendant Główny Policji zapewniał w piśmie, żeby się tym nie przejmować, bo wsparcie otrzymamy z rezerwy budżetowej. Zapewnienia Komendanta wszystkich na szczęście nie przekonały i Zarząd Główny NSZZ Policjantów skierował wniosek do Rady Ministrów o zwiększenie tegorocznego budżetu, zastanawiając się przy okazji nad racjonalnością tej sytuacji. To jednak nie wszystko czym Panu Ministrowi udało się zaskoczyć policjantów. Niektóre Jego pomysły były kompletnie złe a niektóre… – by nie być posądzonym o malkontenctwo – tylko częściowo dobre. Do częściowo dobrych pomysłów zaliczyć można akcję z utworzeniem etatu starszego dzielnicowego. Pomysł poniekąd słuszny, z tym że zabrakło mu i konsekwencji, i niestety kasy. Przez niekonsekwencję Minister naraził się na zarzut uprawiania polityki fasadowej, nie mającej większego wpływu na poprawę funkcjonowania całej instytucji, ale znaczącego w sensie propagandowym. Przejawiając wolę konsekwentnego działania Minister musiałby poprawić strukturę etatową w całej Policji. Nieprzypadkowo wybrał ośmiotysięczną grupę uznawaną za policjantów pierwszego kontaktu, nadał swojej akcji kryptonim „Dzielnicowy Bliżej Nas”, zagwarantował awans dla 20% z nich i… I zapomniał o pieniądzach. Komendanci wojewódzcy Policji mieli awansować tych policjantów w ramach środków własnych, tzn. kosztem innych policjantów, dla których zabrakło przez to na długo wyczekiwany awans bądź podwyżkę dodatku. Jak to wyjaśnić? Być może odpowiedzi należy szukać w „kryptonimie”? W programie „Dzielnicowy Bliżej Nas” chodzi chyba o aspekt społeczny. Społeczeństwo generalnie powinno na tym zyskać. Ale żeby ktoś mógł zyskać – a na swój program Pan Minister pieniędzy niestety nie znalazł – ktoś musi stracić. Zyski społeczne są dość oczywiste. Społeczeństwo usłyszało o tysiącach zadowolonych dzielnicowych, gotowych spełniać ich oczekiwania, wdzięczne jest za to Policji, ale przede wszystkim wdzięczne jest Partii, która tej cudownej przemiany dokonała. A kto na tym stracił? Częścią społeczeństwa, która poniosła straty są wszyscy policjanci, w tym również dzielnicowi, którzy nie załapali się na „starszego dzielnicowego”. A kto z tego powodu rozpacza i robi problem? No oczywiście nie policjanci, tylko jak zwykle NSZZ Policjantów.
Na całe szczęście już niedługo się to skończy. Powstaną nowe związki – prężne, silne, skore do prawdziwej współpracy, no i przede wszystkim rozumiejące słuszną linię Partii, potrzebę zmian – „dobrych zmian!”
Biuro Prasowe Zarządu Głównego