Start w milicji nie powinien dyskryminować policjantów – twierdzą związkowcy i piszą do premier Szydło. W policji zawrzało po zapowiedziach MSWiA o tym, że kierownicze stanowiska w największej ze służb mundurowych stracą funkcjonariusze, którzy przyszli do niej za PRL, czyli przed 1990 rokiem. Najpierw oświadczenie krytykujące taki plan wydała centrala NSZZ Policjantów. Teraz zarząd związku z Wielkopolski wysłał apel do premier Beaty Szydło.
„Odpowiedzialność, jaką zamierza zastosować Państwo (jego prominentni przedstawiciele), to relikt mrocznej przeszłości" – piszą sygnatariusze do szefowej rządu w piśmie, które poznała „Rzeczpospolita". Brak reakcji uznają za dowód na instrumentalne traktowanie policjantów, którzy z narażeniem życia dbają o bezpieczeństwo.
W końcu września plan „czyszczenia" policji z tych, którzy otarli się o PRL, przedstawił zarządowi policyjnych związków wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński. Powtórzył go w Szkole Policji w Szczytnie – na odprawie służbowej i inauguracji roku akademickiego. Zmiany obejmą różne szczeble kierownicze – od komendantów i ich zastępców, naczelników wydziałów, po kierowników sekcji, dowódców plutonów i kompanii. Operacja potrwa do końca roku (plany pierwsze ujawniło Radio RMF).
Pomysł wywołał falę krytyki. „Krucjata kadrowa, czystka, mieli pecha urodzić się za wcześnie" – to komentarze na policyjnych forach.
Wielkopolski oddział NSZZ Policjantów po ratunek uderzył do szefowej rządu. W piśmie do premier wskazuje: to oficerowie, którzy „przeszli pozytywną weryfikację, zanim dostali się do policji, wzorowo służyli przez 26 lat, a stanowiska kierownicze zajęli dzięki dobrej służbie i kwalifikacjom". Chcą, by premier zakazała MSWiA wydawania szefom komend „bezprawnych dyspozycji politycznych" o odwoływaniu ze stanowisk wspomnianej kategorii oficerów.
– Nie liczy się doświadczenie ani profesjonalizm. To przejaw ewidentnego upolitycznienia policji, co jest ustawowo zabronione. Ci ludzie pracowali po 26 lat, zostali zweryfikowani i nikt nie ma prawa piętnować ich tylko dlatego, że przyszli do służby przed 1990 rokiem – mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Szary, szef NSZZ Policjantów w Wielkopolsce.
Wcześniej centrala policyjnego związku zaznaczyła, że przestępców trzeba ścigać w każdym ustroju, a „MO nie została uznana za organizacje przestępczą". Związkowcy twierdzą, że brak „podstaw prawnych i merytorycznych" do takiej czystki.
Ilu policjantów dotkną zmiany? MSWiA odsyła do Komendy Głównej Policji, a ta utrzymuje, że dopiero bada sprawę. – Jesteśmy w trakcje weryfikacji takich danych – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik KGP.
Związkowcy uważają, że „czystka" obejmie ok. 700 osób. – W 2015 r. w służbie było ok. 3,5 tys. funkcjonariuszy wywodzących się z milicji. Na stanowiskach kierowniczych ok. 20 proc. Najwięcej w prewencji – mówi Szary.
W blisko stutysięcznej policji kadra kierownicza już została odmłodzona. W komendach wojewódzkich na kluczowych stanowiskach są oficerowie, którzy karierę zaczęli po 1990 r. Tych, którzy otarli się o PRL, łatwiej znaleźć w jednostkach niższych szczebli, i na mniej eksponowanych stanowiskach. Np. W Krakowie to komendanci: miejski i powiatowy, szef sztabu. Na Śląsku m.in. szef komendy powiatowej w Myszkowie.
Co sądzą o planach resortu szeregowi funkcjonariusze? – Można było być dobrym milicjantem i złym policjantem. Ocena według roku przyjścia do służby to zły pomysł – mówi nam wielu mundurowych. Są za odmładzaniem kadry, byle z rozsądkiem.
Związkowcy uważają, że odwoływani oficerowie odejdą na emerytury. – Pojawi się luka pokoleniowa, co wpłynie na poziom bezpieczeństwa – ocenia Andrzej Szary.
Dr Cezary Tatarczuk, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, uważa, że absurdalność kryterium, pokazuje przykład nadinsp. Krzysztofa Gajewskiego, który do 2015 r. był komendantem głównym. – Do policji przyszedł w 1983 r., po stanie wojennym. Całe życie spędził w służbie kryminalnej, to taki filmowy „porucznik Borewicz", jak wielu przychodzących u schyłku MO. – Dobrze wyszkoleni, z dala od polityki. Serial „07 zgłoś się" świetnie oddawał atmosferę tamtych lat, kiedy istniał kontrast między młodymi, którzy po studiach cywilnych trafiali do milicji, a „chowem" ludzi po resortowej szkole w Szczytnie, która wtedy wypuszczała oficerów a la porucznik Jaszczuk – mówi dr Tatarczuk. – Wielu szło do służby w czasie transformacji, ale jeszcze na rozkazach personalnych MO. To nie powinno ich przekreślać.
Wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński publicznie zaznaczał, że nikt takich oficerów nie wyrzuca, ale chodzi o odwołania z kierowniczych funkcji.
– Czas najwyższy, by wolna Polska dała szansę młodszym – mówił wiceminister Zieliński podczas inauguracji roku w Szczytnie. Dodał, że młodzi szansy nie dostaną, jeśli wciąż kierownicze funkcje zajmować będą ludzie, „którzy zaczynali w PRL, a więc w państwie, które nie było ani w pełni wolne ani w pełni suwerenne".
Z opinią, że ci o długim stażu blokują awanse młodym, nie zgadzają się związkowcy.
Andrzej Szary ocenia: – Nie każdy „pistolet" po szkole oficerskiej nadaje się do kierowania jednostką. Tu trzeba umiejętności zarządzania.
Jeden z represjonowanych działaczy opozycji z Lubelszczyzny zaznacza: – Pamiętam wywodzących się z MO, którzy dochrapali się wysokich stanowisk w policji, a w żadnym razie nie powinni.
Grażyna Zawadka, Rzeczpospolita, 17.10.2016 r.
źródło:http://www.rp.pl/Sluzby-mundurowe