allianzlogo policja2016

alianz emeryt 2016

pzu policja 2015

pzu logo emeryt2015

warmia mazury 200

AP BEZUKOLO 1 2 ap 002

benjamin

bartus baner

pom bartek

Pomóż Oliwii

Michał co na związki kichał

JarosW miarę topnienia poparcia dla partii rządzącej, topnieje jej odporność na krytykę. Wszystko co zagraża utrzymaniu się jej przy władzy, coraz częściej uznawane jest za antypaństwowe i groźne dla stabilności Polski.

Tych, którzy odważą się napiętnować nieodpowiedzialną politykę Rządu, zwykle przedstawia się jako „nadmiernie uprzywilejowaną” zgraję pasożytów. Czarny pijar okazuj się instrumentem niezmiernie skutecznym w sprawowaniu władzy. Władzy, która pomimo tylu wpadek wciąż może liczyć na przychylność większości mediów.        

Po tym, jak NSZZ „Solidarność”, OPZZ i Forum Związków Zawodowych zawiesiły swój udział w pracach Komisji Trójstronnej ds. Społeczno-Gospodarczych, uznając dialog społeczny za farsę i zapowiedziały na wrzesień ogólnokrajowe protesty przeciwko polityce Rządu, Premier Donald Tusk stwierdził, że związki zawodowe chcą wojny z państwem polskim, a jeden z jego dyspozycyjnych posłów przedstawił projekt nowelizacji ustawy o związkach zawodowych oznaczający ich praktyczną likwidację.

O tym, że Rząd wdrożył wypróbowaną metodę odwetową przekonał się także NSZZ Policjantów zaraz po 27 sierpnia, czyli po dniu w którym odbyło się w Sejmie wysłuchanie publiczne poświęcone projektowi ustawy ws. tzw. L-4 a przed Sejmem pikieta służb mundurowych. Do wszystkich komendantów wojewódzkich i komendantów szkół Policji skierowano pismo o przekazanie do godziny 1400 dnia 30 sierpnia informacji m.in. o liczbie działaczy związkowych w Policji, którzy zwolnieni są z obowiązku świadczenia służby na rzecz działalności związkowej, wysokości ich uposażeń, kosztach użyczenia pomieszczeń do działalności związkowej, liczbie i wielkości zakładowych organizacji związkowych (chociaż w oryginale pytano o „zakładowe organizacje pracy”) a nawet o kosztach transferów pieniężnych na rzecz tych organizacji.

Termin oraz gwałtowność akcji MSW wykluczają przypadkowość, aczkolwiek oficjalnie tłumaczy się, że to naturalna konsekwencja interpelacji poselskiej Pana Michała Jarosa, który rozpoczął konsultacje społeczne do wcześniej przygotowanego projektu ustawy o zmianie ustawy o związkach zawodowych oraz ustawy Kodeks pracy.

Kim jest ów Poseł i dlaczego chce likwidacji związków zawodowych?        

Otóż Michał Jaros został Posłem na Sejm RP mając zaledwie 26 lat. Ukończone studia ekonomiczne, epizod samorządowy i wspieranie przedsiębiorczości być może wystarczą żeby kontynuować karierę parlamentarzysty, ale tylko pod warunkiem utrzymania przez PO wysokiego poparcie społeczne albo…  wydatnej poprawy swoich notowań wewnątrz partii. Na to pierwsze raczej się nie zanosi, drugie – wydaje się możliwe, zwłaszcza przy posiadaniu pewnego zmysłu organizatorskiego. O tym że Pan Poseł go posiada, przekonał się już jako działacz studencki, gromadząc tłumy pod wezwaniem „demokracja przede wszystkim”. Wówczas chodziło o Ukrainę i Białoruś, ale sukces, to sukces!

Tak więc oprócz nieprzypadkowego kontekstu społeczno-politycznego, najważniejszym motywem inicjatywy ustawodawczej Posła Jarosa stały się jego partyjne ambicje a konkretnie zagrożenie, jakie może wyniknąć z ewentualnej porażki PO w następnych wyborach. Kogoś bowiem, kto do parlamentu startuje z ostatnich miejsc na liście wyborczej, trudno zaliczyć do grona notabli w strukturze partyjnej, nawet jeśli w ławach poselskich zasiada po raz drugi z rządu. Tak więc świadomość swojej pozycji w partii oraz trzeźwa ocena przyszłego wyniku wyborczego, który dla jego ugrupowania raczej nie będzie tak pomyślny jak w 2007 czy 2011 roku, skłoniły go do powzięcia pewnych zdecydowanych kroków.

Trudno o bardziej wymarzoną okazję dla inicjatywy ustawodawczej Pana Posła niż okrzyknięcie związków zawodowych wrogiem publicznym numer jeden. Nie ważne jest przy tym, że z tego – pożal się Boże – projektu nic nie wyjdzie. Jego genialność polega bowiem na stworzeniu dogodnej sytuacji do opluwania związków zawodowych, a tę zapewnia sam charakter procedury legislacyjnej.

„Nadmierne przywileje związków zawodowych”

Pan Poseł, odczuwając potrzebę równego traktowania obywateli zrzeszonych w różnych formach organizacji społecznych, posądza związki zawodowe w Polsce o szczególne uprzywilejowanie. Żeby rozprawić się z tą „niesprawiedliwością”, wyobraża sobie zniesienie przywileju etatów związkowych na koszt pracodawcy, przywileju pomieszczenia na terenie zakładu pracy, oraz przywileju związkowego zbierania składek związkowych przez pracodawcę.”

Zdaniem Pana Posła polskiej demokracji niepotrzebne są „nadmierne przywileje związków zawodowych. Zdaniem innych –  nie potrzebny jest przecinek przed spójnikiem „oraz”. 

Z treść lakonicznego uzasadnienia wynika, że na sercu Panu Posłowi leży interes polskiego konsumenta i podatnika, przytłoczonych ciężarem kosztów, które generują „nadmiernie uprzywilejowane” związki zawodowe.

Dulszczyzna Pana Posła

Odwołując się do niezwykłej wrażliwości Pana Posła, którą przesycony jest projekt nowelizacji ustawy o związkach zawodowych, warto skierować jego uwagę na inne, rzeczywiście niepokojące zjawisko i oczekiwać projektu równie radykalnego. Takiego podejścia wymagają nadużycia związane z zatrudnianiem doradców politycznych na etatach urzędów zarówno rządowej, jak i samorządowej administracji publicznej. Liczba działaczy partyjnych zatrudnionych na zasadach przewidzianych dla urzędników państwowych przyprawia o zawrót głowy i rujnuje budżet państwa a mimo to rządzący nie biją na alarm. Dlaczego? Bo sami odpowiadają za te patologię. Skalę zjawiska łatwo pomierzyć, straty dla budżetu państwa – również.   

 Więc inicjatywa w tym zakresie dla absolwenta Akademii Ekonomicznej i członka ważnych sejmowych komisji – Komisji Finansów Publicznych oraz Komisja Gospodarki – to przysłowiowa bułka z masłem a’ propos merytorycznego uzasadnienia i wyliczenia oszczędności dla Skarbu Państwa.

Otóż wszyscy słono płacimy za utrzymywanie partii politycznych w naszym kraju, mimo to nie krytykuje się rozwiązań zawartych w ustawie z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych, chociaż subwencje z budżetu państwa na ich działalność statutową wzbudzają kontrowersje. Partyjne subwencje nie są jednak niczym nadzwyczajnym w demokratycznym państwie. Standardy demokracji muszą kosztować i zwykle kosztują. Prawdziwy problem pojawia się dopiero wówczas, kiedy partyjny interes bierze górę nad interesem państwa. Tak się niestety dzieje, kiedy ugrupowanie sprawujące władzę, pomimo pieniążków zgodnych z ustawą, sięga do państwowej kiesy po jeszcze większe pieniądze, żeby zaspokoić partyjną pazerność.

Korupcjogenne przepisy    

Zgodnie z art. 471 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 16 września 1982 r. o pracownikach urzędów państwowych (Dz. U. z 1982 r., nr 31, poz. 214 z późn. zm.), zatrudnienie pracownika w gabinecie politycznym następuje na podstawie umowy o pracę zawartej na czas pełnienia funkcji. Zasady wynagradzania oraz inne świadczenia, w tym odprawy z tytułu rozwiązania lub wygaśnięcia stosunku pracy, przysługujące z tytułu zatrudnienia, określa rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 15 kwietnia 2008 r. w sprawie zasad wynagradzania i innych świadczeń przysługujących pracownikom urzędów państwowych zatrudnionym w gabinetach politycznych oraz doradcom lub pełniącym funkcje doradców osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe (Dz. U. z 2008 r. nr 74, poz. 429).

Według tabeli wynagrodzeń doradcy polityczni zarabiają miesięcznie do 3 170 zł. do 9 500 zł. w zależności od zajmowanego stanowiska, przysługującego dodatku funkcyjnego oraz stażu. Oprócz tego doradcy przysługuje dodatek specjalny, dodatek za wieloletnią pracę, nagrody jubileuszowe oraz inne nagrody dotyczące pracowników nie będących członkami służby cywilnej zatrudnionych w urzędach administracji rządowej (patrz § 4 Rozporządzenia). W przypadku rozwiązania bądź wygaśnięcia stosunku pracy, doradcy politycznemu przysługuje odprawa w wysokości od 50 do 300% miesięcznego wynagrodzenia, w zależności od stanowiska i stażu pracy.

Wystarczy pomnożyć wysokość wynagrodzeń przez liczbę różnej maści doradców politycznych, zatrudnionych na wszystkich szczeblach administracji rządowej i samorządowej w Polsce, aby uprzytomnić sobie, jak słono musimy płacić za partyjne cwaniactwo rządzących.

Kto korzysta na patologii?

Czy w zamian za to, do gabinetów politycznych trafiają chociaż dojrzali i wykształceni doradcy, czy też partyjniacki narybek? Okazuje się, że nawet kryzys nie jest w stanie powstrzymać zuchwalstwa i demoralizacji rządzących. Na przykładzie kilku resortów – Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Ministerstwa Transportu czy też Ministerstwa Budownictwa i Gospodarki Morskiej widać, że doradcami politycznymi są partyjniaccy pampersi. W dodatku nie wszyscy z nich spełniają wymogi formalne w zakresie wykształcenia. Jak donosi „Rzeczpospolita”, 21-letni doradca bez wyższego wykształcenia pracujący dla MSW nie jest jedynym takim przypadkiem w gabinetach politycznych ministrów. Asystentem politycznym Sławomira Nowaka jest 23-letni Michał Klimczak, który nie ukończył jeszcze żadnego kierunku studiów a to wcale nie pierwsza jego „fucha”. Ten młodzieniec ma za sobą już pracę w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Informował o tym Mikołaj Karpiński rzecznik Ministra Nowaka. Ten wyjątkowo doświadczony doradca polityczny zarabia od 2 590 do 3 170 zł., plus oczywiści dodatkowe świadczenia, o których mowa w rozporządzeniu Rady Ministrów.     

W mediach zbyt długo nie roztrząsano też i o tym, jak za „swoje, nasze pieniądze” Platforma Obywatelska kupowała garnitury, cygara, drogie wina i opłacała boisko do piłki. Pan Premier jak zwykle z wrodzoną sobie błyskotliwością wybrnął z opresji, przekonując opinię publiczną, że nie jest zwolennikiem finansowania partii politycznych z budżetu państwa a jego partia błyskawicznie zgłosiła gotowość do zmiany niedobrych przepisów. Poglądy Pana Premiera nie uległy zmianie, ale zmianie nie uległy też i przepisy. Mało tego – nie przerwało to powiększania armii partyjnego narybku na garnuszku urzędów administracji publicznej.

Trudne pytania  

Skoro zastępy doradców wspierają przedstawicieli organów władzy tylko w kwestiach poprawności politycznej, czemu nie robią tego na własny rachunek? Zwykły podatnik zainteresowany jest sprawnością i praworządnością organów państwowych, a nie tym czy wójt, burmistrz, prezydent miasta, starosta, marszałek województwa, wojewoda, minister, lub premier postępują zgodnie z doktrynami własnej partii. Czuwanie nad przestrzeganiem doktryn politycznych określonych w statucie partii jest  wewnętrznym interesem partii a nie podatnika. Skoro partie żyją z publicznych pieniędzy, dlaczego społeczeństwo godzi się jeszcze na finansowanie tak kosztownej patologii.

Mamy problem z niżem demograficznym, budżetu państwa nie stać na wdrożenie systemowych rozwiązań prorodzinnych, samorządy nie mają pieniędzy na publiczne żłobki i przedszkola, ale „żłobki” i „przedszkola” dla partyjnych pampersów mają się dobrze. Czy społeczeństwo ma świadomość kosztów, jakie ponosi utrzymując tę potężną armię cwaniaków?  Czy mamy świadomość, jak skutecznie omota nas machina propagandy rządowej, wspierana przez politycznie uwikłane media, aż nie mamy ochoty o to pytać?

Prawdziwe zdziwienie wywołuje jednak to, że obywatele państwa pogrążanego dziś w kryzysie finansów publicznych zaciskają pasa a mimo to bez refleksji przyglądają się partyjnym ekscesom na koszt państwa. Czyż błahostką można nazwać np. to, że Rząd z jednej strony mozolnie poszukuje sposobu na zmniejszenie gigantycznego długu publicznego i odważa na demontaż Otwartych Funduszy Emerytalnych a z drugiej – bez żadnych skrupułów roztrwaniania publiczne pieniądze na partyjne fanaberie?

Apel o przyzwoitość

Należy oczekiwać, że Pan Poseł Jaros, zatroskany o polskiego konsumenta i podatnika, nie będzie zwlekał z wniesieniem projektu nowelizacji ustawy o pracownikach urzędów państwowych i zlikwiduje nieuzasadniony przywilej wynagradzania partyjnych doradców politycznych z budżetu państwa. Zważywszy na szaloną popularność partyjnej funkcji doradcy, zysk dla Skarbu Państwa będzie niebagatelny. Zniknie przy tym patologia a Pan Poseł zyska szacunek podatników oraz własnej partii, która troszczy się przecież o sprawiedliwość społeczną i o pomyślność wszystkich obywateli.     

Wracając zaś do „starej” inicjatywy ustawodawczej Pana Posła Jarosa, warto przypomnieć, jakie elementy przesądzają o demokratycznym charakterze państwa. Otóż w odróżnieniu od nadużyć, których dopuszcza się jego partia, swoboda tworzenia i działania związków zawodowych jest jednym z podstawowych filarów demokratycznego ustroju RP. Nasza Konstytucja mówi o tym w art. 12: „Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność tworzenia i działania związków zawodowych, organizacji społeczno-zawodowych rolników, stowarzyszeń, ruchów obywatelskich, innych dobrowolnych zrzeszeń oraz fundacji”.

Na wypadek gdyby dla Pana Posła postanowienia zawarte w Konstytucji RP okazały się niewystarczające, można jeszcze przypomnieć, że wolności związkowe to grupa podstawowych wolności człowieka związanych z tworzeniem, organizacją i funkcjonowaniem związków zawodowych. Na straży tych wolności stoi Międzynarodowa Organizacja Pracy (MOP), Polska jest jej członkiem od 1919 r. Prawom związkowym MOP poświęciła Konwencję nr 87, przyjętą w San Francisco 9 lipca 1948 r., którą Polska ratyfikowała w 1957 r. (Dz. U. z 1958 nr 29 poz. 125). W art. 3 ust. 2 tej Konwencji mówi się, że władze publiczne powinny powstrzymać się od wszelkiej interwencji, która by ograniczała to prawo lub przeszkadzała w jego wykonywaniu zgodnie z prawem. Natomiast, zgodnie z artykułem 11 tejże Konwencji, każdy członek Międzynarodowej Organizacji Pracy, dla którego konwencja niniejsza jest w mocy, zobowiązuje się zastosować wszelkie konieczne i właściwe środki w celu zapewnienia pracownikom i pracodawcom swobodnego wykonywania praw związkowych.

Sławomir Koniuszy