8 października w Warszawie wybrzmiał ostatni akord akcji protestacyjnej służb mundurowych. W tle 102. i zarazem ostatniego posiedzenia Sejmu VII kadencji, kilka tysięcy funkcjonariuszy i pracowników służb mundurowych pikietowało przed gmachem Sejmu. Na 17 dni przed wyborami do Parlamentu demonstranci skwitowali 8 lat rządów koalicji PO-PSL. Dla służb mundurowych był to czas wyjątkowo fatalny.
Uposażenia funkcjonariuszy i wynagrodzenia pracowników służb mundurowych sięgnęły dna a etos służby znalazł się na marginesie. Wszystko po to, aby łatwiej można było ograbić mundurowych z uprawnień i na ich wyzysku budować „nowoczesne” standardy taniego państwa. Państwa nieszanującego tych, którym dzisiejsze społeczeństwo zawdzięcza bezpieczną egzystencję, Państwa, które nie dotrzymuje publicznie składanych obietnic, Państwa, które osiągnęło mistrzostwo w posługiwaniu się kłamstwem…
W zgiełku krytyki pod adresem polityków sprawujących władzą dały się słyszeć obietnice lepszego jutra. Obiecywano demonstrantom godne uposażenia oraz wynagrodzenia, przywrócenie niesłusznie odebranych uprawnień i tłumaczono skąd wziąć na to wszystko pieniądze. Warunek był tylko jeden – składający te deklaracje, 25 października muszą wygrać wybory.
Czy funkcjonariusze i pracownicy służb mundurowych powinni traktować te obietnice poważnie? Sprawa nie wydaje się taka oczywista. I nie chodzi tu wcale o nieufność, której w naszym przypadku dziwić się absolutnie nie można, tylko o wybór jaki nam w tej sytuacji pozostał. Co do tego, że na wybory iść powinniśmy, nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba. Nikomu nie trzeba też tłumaczyć, iż zwycięstwo partii obecnie sprawujących władzę oznaczałoby, że pod względem uprawnień szybko zostalibyśmy sprowadzeni do poziomu Straży Miejskiej.
Rachunek jest więc prosty – stawiajmy na tych, którzy nie tylko obiecują, ale też ich szanse na wygraną są realne. Chociaż taki gracz jest tylko jeden, nie ma znowu wystarczającej pewności, że dotrzyma wszystkich swoich obietnic. Takiej pewności nigdy nie zdołamy sobie zagwarantować, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie jedyną pewną rzeczą jest właśnie niepewność. Przez tyle lat utrzymywano nas w niepewności, że przestaliśmy się temu dziwić. Przyszła więc chyba pora, żeby myślenie oparte na zaufaniu zastąpić chłodną kalkulacją i zastanowić się raczej nad tym, co my sami, jako związkowcy powinniśmy zrobić, aby oprócz trafnego skreślenia podczas wyborów, skutecznie zachęcić polityków do spełnienia obietnic przedwyborczych. Wiadomo, że to zadanie wypełnić mogą tylko związki zawodowe, ale z kolei ich determinacja i zaangażowanie nie zachwycały przez ostatnie 3 lata.
Miejmy więc nadzieję, że perspektywa przyszłorocznych wyborów w NSZZ Policjantów zmusi władze centralne do prawdziwego działania, i że po wyborach parlamentarnych, których wynik nie powinien być zaskakujący, nie zadowolą się byle ochłapem i obecnością na salonach.
Sławomir Koniuszy, Andrzej Szary