Zgodnie z planem, 27 sierpnia 2013 r. związkowcy służb mundurowych zrzeszeni w Federacji Związków Zawodowych zapełnili po brzegi salę sejmową nr 118. Kilka minut po godz. 900 Przewodniczący Sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych Marek Wójcik rozpoczął wysłuchanie publiczne poświęcone rządowemu projektowi ustawy ws. L-4.
Strona rządowa reprezentowana była przez wiceszefa MSW Marcina Jabłońskiego.
Mundurowi po raz pierwszy w historii polskiego parlamentaryzmu mieli okazję uczestniczyć w wysłuchaniu publicznym i zaprezentować członkom Sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych argumenty potwierdzające, że większość rozwiązań zaproponowanych przez Rząd (druk sejmowy nr 1497 z dn. 18.06.2013 r.), to zwykły bubel.
Przeciwko rządowemu projektowi nowelizacji przepisów, dotyczących L-4 przewidziano protestowana również przed Sejmem. Przedstawiciele wszystkich służb mundurowych mogli obserwować przebieg wysłuchania publicznego na telebimie.
Wspólnym mianownikiem wszystkich wystąpień w Sejmie była krytyka propozycji zlikwidowania pełnopłatnych zasiłku chorobowego dla funkcjonariuszy oraz skrócenie z 12 miesięcy do 182 dni okresu chroniącego funkcjonariuszy przed zwolnieniem ze służby z powodu choroby.
Zabierający głos przekonywali Komisję Spraw Wewnętrznych do tego, że pełnopłatnego zwolnienia lekarskie są uprawnieniem należnym wszystkim funkcjonariuszom w zamian za zagrożenia jakie niesie za sobą niebezpieczna służba i pozwala odróżnić ją od stosunku pracy opartego na Kodeksie pracy.
Przedstawiciele poszczególnych służb mundurowych wymieniali zagrożenia charakterystyczne dla ich formacji. Krytykowali Rząd za niekonsekwencję w sprawie zbliżania systemów, wskazując na brak propozycji rozwiązań pozwalających na płacenie funkcjonariuszom za tzw. nadgodziny, służby pełnione w nocy, w święta i inne dni ustawowo wolne od pracy. Przedmiotem ostrej krytyki stał się też populizm, który w ocenie występujących jest głównym uzasadnieniem rozwiązań forsowanych przez Rząd. Sejmowa Komisja Spraw Wewnętrznych usłyszała również, jak przebiegał proces tworzenia rządowego projektu i towarzyszący temu dialog społeczny, który w rzeczywistości dialogiem nie był, gdyż żadna propozycja związków zawodowych nie została uwzględniona.
Długość wystąpień przedstawicieli podmiotów zainteresowanych udziałem w wysłuchaniu publicznym (związków zawodowych) ograniczona została przez Przewodniczącego Sejmowej Komisji do 10 minut. 2 minuty przewidziano na wystąpienia osób fizycznych (policjantów). Wielu nieznacznie udało się ten czas przekroczyć. Na wyjątkową przychylność Przewodniczącego mógł liczyć Sławomir Koniuszy – przewodniczący ZW NSZZ Policjantów w Olsztynie. Jego wystąpienie trwało kilkanaście minut.
Sławomir Koniuszy stwierdził, że:
rządowy projekt ustawy pozbawiający funkcjonariuszy prawa do m.in. pełnopłatnego zasiłku chorobowego jest niesprawiedliwy, brak mu konsekwencji w aspekcie „zbliżania systemów”, niewłaściwie diagnozuje przyczyny problemu a jego uzasadnienie w przeważającym stopniu opiera się na populizmie, uświadamiając w ten sposób wszystkim funkcjonariuszom, że Rząd przekonując społeczeństwo do swoich rozwiązań, argumentów merytorycznych po prostu nie posiada.
Wyższy wskaźnik zachorowalności wśród policjantów rzeczywiście jest zjawiskiem niepokojącym, z tym że Rząd całkowicie błędnie interpretuje jego przyczyny, ignorując przy tym prawdziwe źródła problemu, o których NSZZ Policjantów alarmuje od wielu już lat.
Tak więc główny problem wcale nie wynika z wad istniejącego systemu, stwarzającego – zdaniem Rządu – pole do nadużyć, tylko ze specyfiki służby i trudnej sytuacji finansowej, która w równym stopniu dotyka rodziny policyjne, co i Policję. Skutkuje to przede wszystkim nieustannym wzrostem przeciążenia policjantów zadaniami i odbija się na ich zdrowiu.
Upór Rządu w ignorowaniu argumentów środowiska służb mundurowych wydaje się działaniem świadomym, ponieważ rzeczywiste rozwiązanie przyczyn tego problemu wymaga urealnienia nakładów na funkcjonowanie Policji. W tym obszarze dostrzegamy niestety tendencję dokładnie odwrotną.
W procedowanym projekcie ustawy, na akceptację zasługują jedynie te elementy, które odnoszą się do usystematyzowania kontroli wystawianych zwolnień lekarskich i sposobu ich wykorzystywania przez funkcjonariuszy, ze wszystkimi zaproponowanymi tego konsekwencjami. To znaczy jeżeli w wyniku kontroli zostanie ustalone nieprawidłowe wykorzystanie zwolnienia lekarskiego czy też zwolnienie lekarskie zostało sfałszowane, policjant straci prawo do uposażenia za cały okres tego zwolnienia.
Cała reszta a przede wszystkim pozbawienie policjantów pełnopłatnych zasiłków chorobowych oraz skrócenie okresu chroniącego ich przed zwolnieniem z 12 miesięcy do 182 dni, nie posiadają obiektywnego uzasadnienia, i odbierane są przez nasze środowisko, jako kolejna próba dyskryminacji służb mundurowych wobec pozostałych grup zawodowych.
Zaproponowane przez Rząd rozwiązania nie znajdują ponadto żadnego odzwierciedlenia w krajach Unii Europejskiej, gdzie w związku z nieobecnością w służbie z powodu choroby policjanci otrzymują pełne uposażenie. Z takich uprawnień korzystają m.in. policjanci francuscy i niemieccy. Natomiast w Wielkiej Brytanii dopiero długotrwałe zwolnienie lekarskie, przekraczające pół roku, wpływa na obniżenie zasiłku chorobowego. U nas, takie zwolnienie lekarskie chce się traktować na równi z poważniejszymi przewinieniami dyscyplinarnymi i od razu zwalniać policjantów ze służy, co w ogóle jest pomysłem nie z tej planety. Tak więc z jednej strony nakłada się na policjantów obowiązek konsekwentnego wykonywania obowiązków służbowych – nawet z narażeniem życia i zdrowia, a z drugiej zaś – chce się ich za tę konsekwencję wywalać ze służby, kiedy tylko ulegną poważniejszemu wypadkowi.
Nie potrafię odnaleźć jakiegoś racjonalnego wytłumaczenie tak drastycznego ograniczenia szansy na powrót do zdrowia policjantom po wypadkach. Przecież łatwo przewidzieć konsekwencje wejścia w życie takiego przepisu. Policjanci, w obawie przed zwolnieniem ze służby, zaczną unikać podejmowania ryzykownych interwencji. W swojej działalności związkowej stykałem się z wieloma przypadkami, gdzie nawet obecnie obowiązujący okres 12 miesięcy okazywał się niewystarczający na odzyskanie właściwej zdolności do służby. Zmiana prawa winna prowadzić do osiągnięcia pożądanego celu. Odnoszę wrażenie, że Rząd albo obrał sobie niewłaściwy cel, albo ma wyraźny kłopot z przewidzeniem konsekwencji własnych pomysłów.
Wskazując na pewne rozwiązania w Kodeksie pracy projektodawca stwierdza, że utrzymanie dla służb mundurowych dotychczasowych zasad pozbawione jest uzasadnienia ze względów formalno-prawnych. Na czym konkretnie te względy polegają, autor niniejszej inicjatywy legislacyjnej wyjaśnić już nie raczył a chyba powinien, przez wzgląd chociażby na reguły poprawnej legislacji. W dalszej części uzasadnienia czytamy, że za zmianą przemawiają też względy społeczne, ale przede wszystkim potrzeba zapewnienia bezpieczeństwa państwa i obywateli. Dla autorów projektu oczywistym jest bowiem, że nadmierna liczba nieobecnych z powodu choroby funkcjonariuszy ma ujemny wpływ na wykonywane przez ich formacje zadania ustawowe poprzez to, że wpływa na wzrost obciążeń pozostałych funkcjonariuszy, którzy zastępują nieobecnych z powodu zwolnienia lekarskiego.
Szkoda, że Rząd nie zwraca na to uwagi utrzymując ponad 6 tys. wakatów w Policji i nie przelicza tego na roboczogodziny. A ta – odważę się powiedzieć – patologiczna sytuacja zdążyła już tymczasem stać się jedną z podstawowych reguł finansowych przy corocznym konstruowaniu budżetu naszej formacji.
Bez ogródek mówił o tym nawet Pan Minister Sienkiewicz na spotkaniu z Federacją Związków Zawodowych Służb Mundurowych w dniu 9 lipca, odpierając w ten sposób jeden z zarzutów związkowych o przeznaczaniu środków wakatowych na bieżące funkcjonowanie Policji. W projekcie nie mówi się też, w jaki sposób obciążenia spowodowane celowym utrzymywaniem wakatów wpływają na stan zdrowia policjantów. Na potrzeby nowelizacji ani nie zbadano, ani nie poddano analizie, jak duży odsetek policjantów choruje właśnie z tego powodu. Konkretne wnioski, o przebadanie stanu zdrowia funkcjonariuszy, uwzględniającego m.in. wpływ stresu zawodowego na ich kondycję zdrowotną, kierował NSZZ Policjantów.
Nigdzie w projekcie ani też w żadnej debacie publicznej z udziałem przedstawicieli opcji rządzącej nie wspomina się o różnicach, które pokazują, że służba i praca to dwa odległe od siebie światy. To a’ propos „społecznego zapotrzebowania” na proponowane zmiany.
Wiadomo przecież, że policjanci, nie bacząc na wszelkie zagrożenia, pełnią swoją służbę w każdych warunkach atmosferycznych, w każdym miejscu, o każdej porze roku, o każdej porze nocy i dnia. Wszystko to robią w poczuciu obowiązku narażania życia i zdrowia. Jakkolwiek to nie zabrzmi dwuznacznie – policjanci, to ludzie ulepieni z tej samej gliny, jak każdy człowiek. Nie posiadają na wyposażeniu turbodoładowania do układu odpornościowego, ich nerwy wcale nie są ze stali w permanentnym kontakcie ze stresem. Ci zwykli ludzie, realizując najczęściej niezwykłe zadania, będą po prostu częściej chorować. Jest to naturalna reakcja organizmu a nie, jak stwierdzają projektodawcy, efekt traktowania zwolnień, jako dodatkowy urlop.
Oprócz populistycznych argumentów, w uzasadnieniu projektu nie przedstawiono żadnego przypadku potwierdzającego nadużycia ze strony policjantów w tym zakresie. Na początku prac nad projektem Pani rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych informowała o czterech toczących się postępowaniach w związku z podejrzeniem o nadużywanie przez policjantów zwolnień lekarskich. Do dzisiaj nie wiemy, czy się one potwierdziły. W jaki więc sposób Rząd uzasadnia większość swoich twierdzeń?
To właśnie z braku obiektywnych argumentów politycy nie rozumiejący albo po prostu nie chcący zrozumieć, czym w istocie jest służba, tak chętnie sięgają po argumenty populistyczne. Sam Pan Minister Sienkiewicz nie oparł się tej pokusie, stwierdzając podczas wspomnianego już spotkania z przedstawicielami Federacji, że jednym z uzasadnień likwidacji dla funkcjonariuszy pełnopłatnych zwolnień lekarskich jest to, że policjanci na Lubelszczyźnie masowo idą na zwolnienia, gdy zaczynają się żniwa, żeby przy nich pomagać.
Wyobraźmy sobie jakiegoś pracodawcę, który stworzyłby stanowisko pracy, zatroszczył się o warunki BHP w takim samym stopniu, jak ma to miejsce w Policji, wydawał swojemu pracownikowi rozkazy, żądając od niego pełnej dyspozycyjności przez 24 godziny na dobę. Nie płacił mu za nadgodziny, pracę w nocy, w święta i w inne dni ustawowo wolne od pracy i kazał mu na dodatek wykonywać swoje obowiązki z narażeniem życia i zdrowia.
Taki pracodawca stanąłby niechybnie przed plutonem egzekucyjnym a przynajmniej zażądałaby tego poruszona opinia publiczna, chociaż takowe plutony nie funkcjonują w Państwowej Inspekcji Pracy. Swoja drogą, Państwowa Inspekcja Pracy - instytucja podległa Sejmowi RP i posiadająca szerokie kompetencje kontrolne oraz skuteczne instrumenty egzekwowania praw pracowniczych – nie kontroluje warunków służby w Policji ani w żadnej innej formacji mundurowej. Czy na co dzień zastanawiamy się nad tym dlaczego? Wiemy doskonale, że charakter zagrożeń, jakie wiążą się z codziennym wykonywaniem obowiązków służbowych i brak fizycznej możliwości zagwarantowania policjantom tego, z czego mogą korzystać pracownicy, mógłby sparaliżować pracę Policji, gdyby tylko inspektorzy PIP wkroczyli i zaczęli korzystać ze swoich uprawnień. Mamy prawo wątpić i wątpią w to wszyscy mundurowi, że rządzącym tym krajem zależy, aby do świadomości społecznej trafiał prawdziwy obraz tego, czym tak naprawdę jest służba.
Postawię kolejne pytania. Z jakiego powodu rządzący uważają argumenty naszego środowiska za nieistotne? Dlaczego chcą pozbawić funkcjonariuszy większości uprawnień, wykorzystując do tego demagogiczne twierdzenia o konieczności zbliżania systemów w imię sprawiedliwości społecznej?
Sprawiedliwość, o jakiej dzisiaj mówi Rząd, forsując omawiane tu zmiany, z prawdziwą sprawiedliwością społeczną niewiele ma wspólnego. Zdecydowanie bliżej jej do miana urawniłowki, jaką w minionej epoce fundowała swoim obywatelom komunistyczna „inżynieria społeczna”, niż do tego, do czego zobowiązują standardy demokratycznego państwa prawa.
O zagrożeniach, jakie niesie za sobą służba w Policji mówią przecież statystyki. Brutalne, jak na czas pokoju, ale niestety prawdziwe. O nieporównywalnej – z żadnym innym zawodem – liczbie policjantów zabitych w służbie, o tych, którzy w jej wyniku na zawsze stali się kalekami, popadli w alkoholizm czy nawet targnęli się na własne życie, Pan Premier i jego ministrowie przypominają sobie tylko 24 lipca, przy okazji Święta Policji, kiedy im niektóre dane dobrze przypasują do przemówienia. Gdy zaś publicznie trzeba wyjaśnić, co wyróżnia służbę i uzasadnia pewne odrębności systemowe, o wszystkim zapominają.
Za sprawą tego typu inicjatyw ustawodawczych i uzasadniającej je propagandy, rola, jaką formacje mundurowe odgrywają dzisiaj w państwie i w społeczeństwie, któremu przecież ofiarnie służą, sprowadzona została do kategorii balastu, który rozmiarem rozmaitych „przywilejów” przytłacza Polskiego podatnika i nie pozwala naszemu krajowi dźwignąć się z zapaści finansów publicznych. Skala populizmu, jaki tej wyrachowanej retoryce towarzyszy, bije dzisiaj wszelkie rekordy. Rządzący doskonale wiedzą, że dużo większe korzyści polityczne można osiągnąć dzięki przypisaniu zwykłym uprawnieniom przymiotu przywilejów i odebrania ich, niż z uczciwego wyjaśnienia społeczeństwu, na czym one polegają i w zamian za co zostały nadane.
Zauważmy, że w okresach trudniejszych dla finansów państwa i gospodarki, rządzący szczególnie chętnie sięgają po tego typu metody. Kiedy nie łatwo o dobry pomysł na rozwiązanie kluczowych problemów, utrzymanie się przy władzy staje się zagrożone. W takich sytuacjach najlepiej wyciągnąć zza pazuchy plan awaryjny. Jaki? No przecież nie taki, który przyniesie faktyczne rozwiązanie, ponieważ gdyby się nawet pojawił, jego efekty, to często zbyt odległa perspektywa – a nuż opozycja dojdzie do władzy i spije śmietankę. Potrzebny jest więc taki plan, który skuteczność będzie tylko pozorował, czyli przykuje uwagę opinii publicznej i jednocześnie większą jej część przekona do zaproponowanych rozwiązań. Na miarę dzisiejszych problemów idealnymi „chłopcami do bicia” stali się właśnie mundurowi wraz ze swymi mitycznymi już przywilejami.
Dane ZUS, dotyczące średniej liczby dni czasowej niezdolności do pracy, która wynosi 14 dni w roku, porównane z danymi w poszczególnych formacjach mundurowych są zdaniem projektodawcy alarmujące. Wyliczono, że w 2011 roku statystyczny strażnik graniczny chorował 28 dni w roku, policjant – 23, więziennik – 14 a strażak – 8. Natomiast w I półroczu 2012 roku, strażnik graniczny chorował 13 dni w roku, policjant – 10, więziennik – 7 a strażak – 6.
Skoro się nie chce uczciwie zbadać, co w rzeczywistości składa się na zjawisko większej absencji chorobowej w niektórych tylko formacjach mundurowych, najlepiej udać przerażonego i uważać, że sytuacja jest alarmująca. To prawda, ona jest alarmująca, ale dzięki wieloletnim zaniedbaniom w służbach mundurowych. To Związek Zawodowy Policjantów od wielu lat bije na alarm, informując o niedoinwestowaniu Policji, niedoposażeniu jej, żenująco niskich uposażeniach policjantów, przeciążeniu policjantów zadaniami, rozmaitych zagrożeniach, które niesie za sobą służba, konieczności zbadania stanu zdrowia wszystkich policjantów i o całej masie innych zjawisk, obniżających komfort służby i utrudniających wykonywanie obowiązków. I co z tego, kiedy wymówka jest zawsze ta sama. Rozwiązanie tych problemów przerasta zdolności finansowe budżetu państwa. A może jest odwrotnie – rozwiązanie tych problemów przerasta zdolności racjonalnego myślenia rządzących tym państwem.
Rząd uważa ponadto, że wprowadzane niniejszym projektem zmiany wpisują się w oczekiwania przełożonych funkcjonariuszy i żołnierzy różnych szczebli kierowania oraz samych funkcjonariuszy i żołnierzy, którzy wykonują zadania służbowe w zastępstwie nieobecnych z powodu zwolnień lekarskich.
Jakie badania pozwalają na to stwierdzenie? Tego też nie dowiadujemy się z treści uzasadnienia. Wobec tego ja ośmielę się stwierdzić, że na takie przekonanie pozwalają projektodawcy dane zebrane „metodą podwórkową”.
Prawdą jest, że każda nieobecność policjanta w służbie to dodatkowe utrudnienie dla przełożonego, który odpowiada za prawidłowy tok służby a pozostawione przez chorującego zadania musi wykonać ktoś inny. Niektórzy więc przełożeni mogą w emocjach dojść do wniosku, którym posłużono się w uzasadnieniu nowelizacji, zwłaszcza że takowy punkt widzenia kreuje propaganda. Tylko dlaczego w uzasadnieniu nie wspomina się też o innych opiniach, skoro Rząd zdecydował się już na taki – raczej mało naukowy – sposób gromadzenia argumentów? Otóż pozostałe opinie – śmiem twierdzić, że przeważająca ich większość – odmawiają racji bytu poglądowi Rządu.
Po pierwsze, gdyby zgodzić się ze stanowiskiem Rządu, należałoby całość statystyki chorobowej potraktować, jako efekt nadużyć. Tymczasem projektu ustawy nie poparto żadnymi obiektywnymi danymi, które wskazywałby na skalę nadużyć ani nie przedstawiono wnioskowanego raportu o stanie zdrowia funkcjonariuszy. Przyczyną, którą w całości i przede wszystkim w sposób obiektywny da się powiązać z przeciążeniem policjantów dodatkowymi obowiązkami, i utrudnieniami w zapewnieniu prawidłowego toku służby, są wakaty. Te dane są łatwo dostępne, wylicza się je za każdy miesiąc.
Po wtóre, policjanci mieli okazję poznać na ten temat opinię najważniejszego policjanta w tym kraju – Komendanta Głównego Policji. Pan nadinspektor Marek Działoszyński kilkakrotnie stwierdzał – nawet w obecności ówczesnego Ministra Spraw Wewnętrznych pana Jacka Cichockiego, przy okazji transmitowanych narad służbowych – że dla uporządkowania w Policji sprawy ze zwolnieniami lekarskimi wystarczającym rozwiązaniem byłoby utworzenie przepisów pozwalających na przeprowadzanie kontroli. Odnosił się również do głównego motywu nowelizacji, czyli „rzekomej konieczności zbliżania systemu”, wskazując tu na brak przepisów umożliwiających płacenie policjantom za ponadnormatywne służby, za służby nocne, służby pełnione w święta i w inne dni ustawowo wolne od pracy.
Skoro więc projektodawca zgromadził argumenty metodami pozaempirycznymi, wsłuchując się w głos środowiska, z jakiego powodu prezentuje tylko te, które pasują mu do koncepcji? Instrumentalne wyświetlanie argumentów jest zwykłą manipulacją i nie jest uczciwe nawet w dzisiejszych czasach.
Zastanówmy się więc, jakie zjawiska w rzeczywiści składają się na ten problem. Nawet jeżeli uznamy, że w Policji dochodzi do wyłudzania zwolnień lekarskich, to skala zjawiska, przez swą marginalność, nie da się przecież porównać z problemem, który wywołuje sztuczne utrzymywanie wakatów. To właśnie przeciążenia wynikające z niepełnego zatrudnienia potęgują zachorowalność wśród policjantów. Alternatywa w postaci rozwiązań funkcjonujących w powszechnym systemie w żadnym stopniu nie rozwiąże problemu, bo leży on zupełnie gdzie indziej a ponadto proponowany system wcale nie jest doskonały. Z danych ZUS wynika bowiem, że z blisko 313 tys. kontroli przeprowadzonych w 2010 roku w zakresie prawidłowości orzekania o czasowej niezdolności do pracy, w ponad 32 tys. przypadków wstrzymano wypłaty świadczeń. Oznacza to – jak czytamy w uzasadnieniu – że lekarze orzecznicy ZUS uznali 10,3% badanych za zdolnych do pracy.
Projekt, który Rząd podrzucił Sejmowi, ignorując wszystkie związkowe zastrzeżenia, wpisuje się niestety w krótkowzroczną i płytką politykę. Pozostaje wyrazić nadzieję, że Sejmowa Komisja Spraw Wewnętrznych zechce przyjrzeć się tym problemom w sposób obiektywny i nie kierować się przy tym racjami partyjnymi, bo czasami okazuje się, że nie bywają one zgodne z racjami państwa, z racjami tych, którzy zapewniają temu państwu bezpieczeństwo.
Sławomir Koniuszy
Retransmisję z wystąpień naszych przedstawicieli, które były wygłoszone w sali 118 można obejrzeć pod poniższym linkiem.